Shit Year

Data:
Artykuł zawiera spoilery!

Czy w zawodzie aktora przechodzi się na emeryturę? Czy odejście od grania głównych ról jest świadomą decyzją związaną ze zmęczeniem, upływem lat, dojrzałością? A może w tym zawodzie powyżej pewnego wieku nie można liczyć na główne role. Ludzie wolą oglądać pięknych i młodych niż starych i brzydkich.

Collin West jest aktorka od 35 lat. Całe swoje życie poświęciła karierze aktorskiej. Świadomie zrezygnowała z założenia rodziny i urodzenia dzieci. Teraz zaczyna odczuwać zbliżający się koniec. Patrzy na swoją przeszłość poprzez projekty, które zrealizowała. Żyła życiem osób, które grała. Zabrakło jej czasu na autentyczne osobiste przeżycia. Ma wrażenie, że ostatni rok był dla niej słaby. Podejmuje decyzję o pożegnalnym przedstawieniu na scenie. I to jest koniec wszystkiego w jej życiu i początek niczego. Może jeszcze pozostał romans z grającym z nią wspólnie 22-latkiem. Ale czy taki związek z młodym mężczyzną nie będzie jej brutalniej przypominał o własnej starości? Lepiej podjąć decyzję o wycofaniu się z życia i zamieszkaniu gdzieś na odludziu, gdzie jedyny widywany sąsiad nie chodził nigdy do kina i nie kojarzy jej ze sceną. I może tylko odwiedziny starszego brata przypomną o przeszłości. Chociaż nawet na odludziu trudno myśleć o spokojnej emeryturze, gdy ekipa budowlana rozpoczyna hałaśliwie stawianie osiedla domków jednorodzinnych.

Film Cama Archera "Shit year" wydaje się stawiać znak równości między końcem kariery a końcem kreatywności człowieka. Granie to proces stawania się drugą osobą, Jego brak to brak procesu twórczego. Pozostaje trudne do zaakceptowania poczucie bezsensowności. Ellen Barkin w roli Collin West świetnie oddaje powikłaną postać mającą problem z wypełnieniem pozostałej po zakończeniu kariery pustki. Mimowolnie nasuwają się skojarzenia z kreacjami Glorii Swanson jako Normy Desmond w "Bulwarze Zachodzącego Słońca" i Anne Bancroft jako Mrs Robinson w "Absolwencie". Widz niemal podświadomie obdarza postać Ellen sympatią i współczuciem. Doskonale pomaga w tym nakręcenie zdjęć na czarno-białej ścieżce. Przez ekran przewijają się wszystkie odcienie bieli, czerni i szarości. Czasami ma się wrażenie oglądania filmu dokumentalnego, innym razem kliszy sprzed wielu lat. Same zdjęcia warte są podziwiania. Uderza też perfekcyjność pod względem formy. Ciekawe jest również połączenie obrazu z muzyką jakby podkreślające nicość.

Film stanowi przede wszystkim przeżycie artystyczne. Fabuła odgrywa w nim rolę drugorzędną i nie ma tu znaczenia ilość wątków. Można doszukiwać się w nim pytania o to, co czeka człowieka po wycofaniu się z aktywności zawodowej. Takie pytanie można postawić każdemu z nas.